Mieliśmy po 30 lat kiedy pojawiło się pragnienie znalezienia miejsca do życia innego, niż miasto ze swoimi szklanymi biurowcami wielkich korporacji, korkami dobrych samochodów i wyścigiem do kariery. Historia, jakich obecnie wiele. Pierwotnie miał to być stary folwark: zabudowania stajenne, obory, mały domek, ale w urokliwym miejscu. Plan był taki, aby takie siedlisko remontować latami, po to, by będąc bliżej emerytury mieć gdzie się przenieść „na swoje”. Założyć mały pensjonacik i dożyć spokojnie starości. I wtedy, po wielu miesiącach sprawdzania każdego możliwego miejsca na Warmii i Mazurach, przeczesywaniu zagajników i parków, wyjeżdżania z Warszawy piątkowym popołudniem i powrotów w niedzielną noc… pojawiło się TO MIEJSCE. Pałac w Nakomiadach. Prawie cały, z dużym kawałkiem dachu i jeszcze nie całkiem utopiony i rozkradziony. Do sprzedania na przetargu – za dwa tygodnie. Takich miejsc nie kupuje się dla kaprysu, bo one wciągają na całe życie – nasze życie. A to po udanym wygraniu przetargu zamieniło się na 10 lat w nieustanny obowiązek i pracę: przez cały tydzień w korporacji na najwyższych obrotach (bo… jeśli mnie zwolnią, to wraz ze mną straci pracę wielu innych ludzi, bo nie będzie na raty, bo nie będzie na opał, bo świat się zawali). W piątek wieczorem samochód, 250 km na Mazury. Przez 10 lat może zdarzyły się 4 week-endy, kiedy nie było nas w Nakomiadach. Pierwsze 3 zimy spędzone w pokoju ogrzewanym tylko elektrycznym kaloryferkiem. Kolejne lata – pasmo gigantycznych wyrzeczeń. Chyba jedynym wytłumaczeniem dla tego, co robiliśmy jest przeznaczenie, fascynacja, wiara w spełnienie marzeń i uparte dążenie do ich zrealizowania. Jeśli ktoś wie co znaczy remont czy budowa, ekipy budowlane itp. – to my mieliśmy to przez 10 lat.
Dzisiaj oboje jesteśmy w Nakomiadach. Mamy za sobą etapy wieloletniej pomocy dla wsi: konkursy na najładniejszy ogródek, organizacja paczek na św. Mikołaja dla ok. 140 dzieci, próby edukowania, tworzenia perspektyw rozwoju. Dostaliśmy niejedną lekcję pokory, mieliśmy swoje momenty zwątpienia, żalu i współczucia dla ludzi, którzy sami sobie zamykają drogę zmian, wybierając pozostanie na poziomie zaspokajania podstawowych potrzeb. Joanna osiągnęła wszystko, co chciała w biznesie. Piotr stworzył Manufakturę ceramiczną i tworzy bajkowo piękne rzeczy. Mamy bliskich współpracowników, którzy dojrzewali razem z nami, współtworzyli Manufakturę i towarzyszyli wszystkim zmianom w Pałacu. I Manufaktura i Pałac są realizacją naszych autorskich projektów. Styl pieców, kafli, płytek, wystrój wnętrz, rozplanowanie ogrodu – noszą ślady naszego uwielbienia dla… klasycznego piękna.
Teraz otwieramy podwoje Pałacu dla ludzi, którzy chcą dzielić nasze wartości.
„Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawaly nad kwiatem kapryfolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.”
Czesław Miłosz, Berkeley, 1971