Pokój Kruczy
Ma swoją historię a my podchodzimy do niej bardzo emocjonalnie. Wiele lat temu z kruczego gniazda na wielkim jesionie wypadły dwa maluchy. Ulokowaliśmy je w jednym z pokojów, karmiliśmy te małe dranie. I prawie już umiały latać, kiedy w nocy podczas burzy coś musiało się wydarzyć – znaleźliśmy jednego z nich rano, leżącego w kałuży, w połowie sparaliżowanego. Tak rozpoczęła się nasza 6-letnia przygoda z Kruniem. Kruk to chyba najbardziej inteligentny z ptaków – nasz po latach opowiadał całe historie: słyszeliśmy w jego wydaniu jak stróż woła psa, ten przychodzi, stróż krzyczy na niego, pies piszczy. Można było rozróżnić osoby, nastroje, czy tematy nie słysząc jednak ani jednego słowa wyraźnie. Kruk wykonywał te monodramy jedynie kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Krunio miał niezwykle silną wolę życia i latania – mimo ułomności codziennie rano rzucał się w lot ze schodów, pikując dziobem w ziemi. Nie obawiał się też odbierać np. kości dorosłemu, obcemu rottweilerowi. Uwielbiał keks i dziobać w palce u nóg każdego, kto nieopatrznie pojawił się w klapkach. Pozwalał mnie i Piotrowi głaskać się po głowie i po szyji, choć nie dał się zbliżyć obcym. Pokój gdzie dorastały małe kruki przed remontem otrzymał imię Kruczy. Jest utrzymany w lnianych, beżowych, jasnych i przetartych kolorach. Nad białym łóżkiem wisi portret Krunia rysowany pastelą przez mojego Ojca. A w łazience oczywiście królują kruki w towarzystwie secesyjnego ornamentu. Okna pokoju wychodzą na park, dokładnie na starego jesiona, z którego spadły ptaszki.